Kilka zdań o pisaniu i czytaniu

Może jednak czytanie ma przyszłość? W ubiegłym roku Polacy wydali ponad 30% więcej pieniędzy na książki niż w roku 2021 r. [1] Jednocześnie znikają małe księgarnie, a na rynku rozpychają się sklepy internetowe i dyskonty oferujące książki po tak niskich cenach, że te na okładkach wydają się absurdalne. Gdzieś w tym wszystkim jest czytanie, które już dawno dało się wyprzedzić pisaniu, nadpodaży słów, półkom, które trzeszczą pod ciężarem książek i czytnikom, których procesory aż piszczą na myśl o kolejnych e-bookach. A przecież coraz więcej osób nie czyta książek, tylko ich słucha.

Może jednak pisanie ma sens, mimo tego galopu autorów, wydawców, blogerów i dziesiątek godzin poświęcanych przez nas na oglądanie seriali? Każdy ma swoje zdanie na niemal każdy temat i wielu z nas chętnie tym zdaniem się podzieli, pisząc, robiąc zdjęcia, kręcąc filmy. Wytwarzamy niepoliczalne ilości treści i jednocześnie, pomiędzy interesami, obowiązkami, relacjami i snem, szukamy – z mniejszą lub większą determinacją – tego, na co chcemy strawić tzw. wolny czas. Oczywiście doradców, czy raczej podpowiadaczy, jest całe mnóstwo: celebryci, biznesmeni, politycy i kapłani. I tak jak od czasów Orłów Górskiego każdy Polak zna się na piłce nożnej, tak w ostatnich latach okazało się, że doskonale znamy się na medycynie, ekonomii, wojnie (#wolnaukraina) i oczywiście na moralności – od jakiegokolwiek boga lub od jego braku by się ona nie wywodziła. I tak się kręci. Jedni piszą, drudzy czytają, trzeci udają, że rozumieją. Sam się na tym łapię, że nie wszystko jestem w stanie przyjąć i przetrawić, nie z powodu kłopotów z myśleniem abstrakcyjnym, a raczej z powodu niewystarczających kompetencji intelektualnych; braku chęci zgłębienia czegoś, co wymaga większego wysiłku; deficytu skupienia. Ale jednak ciągle czytam i cieszę się, że ktoś wcześniej napisał. Bo nawet jeżeli łatwiej zapamiętuje się sceny i dialogi z filmów, to słowa z powieści czy wierszy wchodzą w człowieka głębiej i pilnują, by ten czy ów nie był (zbyt) spokojny. A spokoju podobno przybywa z wiekiem i doświadczeniem, gdy człowiek już wie, czym jest żałoba i rozpacz tak gwałtowna, że dławi rytm serca i przyszłość (…) / olśnienie musi pertraktować z tygodniami postu, / musisz wybierać i rezygnować, grać na zwłokę (…). [2] Poezja poszerza świadomość. To olśnienie, które mi towarzyszyło wiele lat temu, gdy zacząłem czytać wiersze Adama Zagajewskiego, nie mija, choć rzeczywiście współistnieje z postem, bo treści zapadających w pamięć i/lub w serce jest nieproporcjonalnie mało w stosunku do ich nakładów, dziś liczonych częściej w gigabajtach niż w stronach.

Gdyby nie czytanie, nie próbowałbym pisać, a robię to dobre ćwierć wieku, ciągle z nadzieją, że ma to sens; chociaż ta nadzieja się gubi, zagrzebuje w tygodniach, miesiącach, latach zwątpienia. To czytanie sprawiło, że próbowałem być dziennikarzem, opisując świat bazując na faktach, łączących się z uczuciami, zamierzeniami i decyzjami konkretnych ludzi. Pisanie nadal może mieć sens, ale czy ma sens dzielenie się nim? Czy ludzie mają chęć poznawać opinie innych? To pytanie od lat stawiają sobie wydawcy i redaktorzy prasy drukowanej. Niewielu ludzi zaczyna dzień od lektury gazety, reportaże prasowe coraz rzadziej wstrząsają światem – o oddziaływaniu zbliżonym do tekstów Boba Woodwarda i Carla Bernsteina na temat afery Watergate można już tylko pomarzyć. A ostatnim aktem dziennikarstwa w starym stylu, wypatrywanego jeszcze przez czytelników, były teksty reporterów „The Boston Globe” o molestowaniu seksualnym i pedofilii w Kościele katolickim (2002-2003). Niby nadal padają zapewnienia, że pogłoski o śmierci prasy są przesadzone, a jednocześnie korporacje wydawnicze na potęgę zamykają tytuły, redukują zatrudnienie i przenoszą treści do Sieci, zapewniającej stabilniejsze przychody i zapewne większe dochody niż udoskonalony wynalazek Gutenberga.

Reportaż, który miał znaczenie – Anna Bikont o zbrodni w Jedwabnem, „Gazeta Wyborcza”, 10.03.2001 r.

Pisanie może mieć sens również wtedy, gdy dom i szkoła – jakkolwiek symbolicznie i niejasno brzmią te pojęcia – przyczynią się do rozwinięcia w młodych ludziach nawyku czytania. Wtedy jest dużo bliżej do pasji i samodzielnego odkrywania, jak wiele oferuje ta prosta czynność. W podstawówce jednym z najważniejszych miejsc była dla mnie biblioteka i przywilej buszowania między regałami, co wówczas nie było takie oczywiste, bo to nauczyciel czy bibliotekarz (zwykle bibliotekarka) miał przemożny wpływ na dobór lektur młodego człowieka. Można sobie żartować z dzieciaków czytających w latach 80. i 90. książki Karola Maya o Dzikim Zachodzie, ale przecież jego powieści o Winnetou były znakomitym ćwiczeniem wyobraźni. Mam nadzieję, że podobną funkcję pełnią dziś przygody Harry’ego Pottera, choć skala popularności książek J. K. Rowling i machina biznesowa sprawiły, że wyobraźnia ma tu mniejsze pole do popisu, skoro zmaterializowano niemal każdy detal z powieści, a główny bohater już na zawsze będzie miał twarz Daniela Radcliffe’a. Ten mechanizm utożsamiania bohatera literackiego z emploi aktora to nic nowego, wszak trudno sobie wyobrazić Kmicica inaczej niż za pośrednictwem fizjonomii Daniela Olbrychskiego. Ale nie byłoby popkulturowego imperium J. K. Rowling i Warner Bros. oraz ikonicznej roli Olbrychskiego, gdyby nie książki. W latach 60. Antonina Kłoskowska opisując kulturę masową stwierdziła, że ekranizacja dzieł literackich skłania część widzów do zapoznania się z literackim źródłem filmu, podając jako przykłady Tołstoja, Hemingwaya czy Faulknera. [3] Pozostaje mieć nadzieję, że ten mechanizm zwrotny wciąż działa. I nadal najważniejsza jest dobra (o)powieść. Bo przecież wszystkiego nie da się pokazać? Chyba.

BR, 04.02.2023 r.

 

[1] https://rynek-ksiazki.pl/aktualnosci/polacy-kupuja-coraz-wiecej-ksiazek-ale-nie-w-ksiegarniach/, dostęp 03.04.2023, godz. 20.00.

[2] Adam Zagajewski „Mów spokojniej” w: A. Zagajewski, „Wiersze wybrane”, Kraków 2010, s. 204-205.

[3] Antonina Kłoskowska „Homogenizacja kultury masowej a poziom kultury” za: „Antropologia kultury, Zagadnienia i wybór tekstów”, wstęp i red. Andrzej Mencwel, Warszawa 2000, s. 503

Dodaj komentarz