stanowisko

Codziennie jedno słowo: arywizm

Styczeń 2013

Sobotnie popołudnie. Dzwoni mama. Rozmawiamy o różnych rzeczach, o pracy, zdrowiu, pogodzie i tzw. życiu. W pewnym momencie mama stwierdza, że powinienem zacząć pisać bloga. Ale jak? Przecież do tego trzeba pomysłu, sprawnego pióra, a może nawet odrobiny talentu. Mama zaprzecza, głównie jeśli chodzi o talent. Dziękuję Ci, sądziłem, że z tym moim pisaniem nie jest tak źle. Śmiejemy się, gadamy.

Niedzielny wieczór. Czytam weekendowe wydanie „Gazety Wyborczej”. Jak zawsze od końca, bo przecież najpierw sport. A sport to zdrowie i szlachetna rywalizacja („Armstrong próbuje ratować twarz.”). Ale już wiem, co mnie zaraz spotka, bo na jedynce jest zapowiedź rozmowy z Jerzym Stuhrem. Po drodze jeszcze wywiad z szefem Allegro.pl („Najspokojniejszym dniem w roku jest 24 grudnia, kiedy prezenty trafiają pod choinkę.”). Jerzy Stuhr zawsze mówi ciekawie, czasem popada w mentorski ton, ale akurat on może. Od początku jest o Polsce, zarówno do strony filmu, jak i od strony życia. Czyli sen i jawa. I na tej jawie trafiam na słowo, którego Pan Jerzy użył, a którego ja nie znam: arywizm. Automatycznie sięgam po słownik*, żeby sprawdzić – mama nauczyła. Od francuskiego arrivisme – chęć zdobycia za wszelką cenę stanowiska, władzy, pieniędzy. Codziennie jedno słowo. Nie wiem, czy to z dzieciństwa à propos czytania słowników, czy to może jakaś przebitka z czasów wkuwania angielskich słówek, czy może nawet jeszcze z czasów dawniejszych, kiedy ojciec uczył się niemieckiego z kartek porozstawianych na regale w dużym pokoju. Tak czy inaczej, jedno słowo dziennie. Zaczyna mi coś świtać. W dodatku słowo jest na ‘a’, czyli samo zaprasza do pisania. Pierwsze hasło, pierwsza potyczka, pierwsze rozprawa.

Poniedziałkowy poranek. Przy śniadaniu nadal męczę tę samą „Wyborczą”. Tym razem tekst Ludwiki Włodek o Kazachstanie i jego prezydencie Nursułtanie Nazarbajewie, który panuje już 23. rok i w ostatnich wyborach zdobył poparcie, bagatela, 95,55% głosujących. Oczywiście, nikt takich notowań nie ma za darmo. Najpierw trzeba mieć ropę, gaz i węgiel. W przypadku Kazachstanu wyliczanie surowców przypomina recytację tablicy Mendelejewa. Kiedy uda się to wszystko sprzedać, a chętnych nie brakuje, to trzeba jeszcze zbudować biurowce i pałace, przejąć kontrolę nad mediami, wsadzić opozycjonistów do więzienia i już można długo i wygodnie rządzić. Ale rządzić trzeba rozważnie. A do tego potrzebni są doradcy, najlepiej znani i szanowani, jak np. Pan Aleksander Kwaśniewski. Co radzi, trudno mi powiedzieć, w końcu to prezydent z prezydentem gada. Ale radzi i się tego nie wstydzi. Czyżby wiedział, co znaczy arywizm? Stanowisko i władzę już miał. Czy teraz czas na pieniądze?

BR, 21.01.2013 r.

* Praktyczny słownik współczesnej polszczyzny, T. 2, pod red. Haliny Zgółkowej, Poznań 1995